28
maja 1995
L
|
istopadowe noce stawały się coraz zimniejsze. Jednak nawet panujący na
zewnątrz chłód nie był w stanie zmusić Jonathana do zmiany przyzwyczajeń.
Osiemdziesięciosześciolatek w skupieniu ustawił teleskop. Z każdym rokiem, ba z
każdym tygodniem ta prozaiczna czynność stawała się coraz trudniejsza – ciało
raz po raz protestowało przeciwko niewygodom i nieprzyjaznej temperaturze. Za
to gwiazdy… Dla nich warto było się pomęczyć. Ten widok był najlepszą nagrodą.
Jonathan pamiętał jak już w dzieciństwie marzył o gwiazdach. Jako chłopiec
potrafił spędzać całe noce patrząc w niebo. Wyobrażał sobie wtedy, że potrafi
latać i że właśnie leci w górę, aż do samych gwiazd. Pamiętał również jeden z
najważniejszych jego zdaniem dni w historii ludzkości - dzień pierwszego lotu w
kosmos. Później zaś dzień, kiedy pierwszy człowiek postawił stopę na księżycu. Marzył
wtedy o czasie, w którym każdy człowiek będzie mógł wyruszyć w kosmos. Wiedział,
że sam tego nie doczeka. Był zbyt stary, a jego marzenia musiały skończyć się
na nocach w ogródku z teleskopem. A potem… Potem przyszedł rok 95 i cały jego
świat wywrócił się do góry nogami. Pamiętał dokładnie ten dzień. 28 maja 1995
rok. Miał przed oczami każdą sekundę tego dnia.
Była 8 rano. Jak co dzień pił właśnie herbatę i
przeglądał poranną gazetę. Jego wnuczka, Samantha, krzątała się w kuchni
przygotowując śniadanie. Mieli wspólnie zjeść, kiedy zadzwonił telefon.
Jonathan nie słyszał rozmowy, ale po chwili do salonu weszła jego wnuczka i
włączyła telewizor. Wszystkie stacje telewizyjne nadawały te same wiadomości.
Tuż po siódmej na obrzeżach miasta można było dostrzec nieznany obiekt, który
zdawał się spadać. Później niespodziewanie zatrzymał się i zawisł około stu
metrów nad ziemią… Wisiał tak przez kilka kolejnych dni. W mediach wrzało –
dziennikarze snuli teorie czym był tajemniczy obiekt, wojsko zaprzeczało
odnośnie jakiegokolwiek udziału w tej sprawie, a rząd debatował co należy
zrobić. Wszystko prowadziło tylko do jednego wniosku – ludzie nie byli sami we
wszechświecie. Wielu ludzi nie chciało wierzyć w przybycie kosmitów, dopatrując
się w sprawie jakiejś manipulacji. Jonathan sam nie wiedział co myśleć i w co
wierzyć. Z jednej strony przez całe swoje długie życie był absolutnie pewny, że
kosmici są jedynie fantazją, z drugiej zaś ogrom wszechświata skrywał tyle
nieznanych cudów, że wszystko mogło być możliwe. Może gdzieś tam, poza
granicami odkrytego dotąd wszechświata znajdowała się druga Ziemia? A może
takich planet były setki? Każda oddalona od innej o miliony lat świetlnych…
Wszelkie spekulacje ustały po sześciu dniach, kiedy nareszcie świat mógł na
własne oczy zobaczyć tajemniczych przybyszów. Byli inni. Nie podobni do
jakiejkolwiek wizji kosmitów. Wysokie humanoidalne postacie nie przypominały
żadnego znanego na ziemi gatunku. Ich wygląd nie napawał ufnością. Wszelkie
próby kontaktu okazywały się bezcelowe. Żaden z kosmitów nie reagował na ludzką
mowę , ani nie okazywał nawet cienia zrozumienia jakiegokolwiek z ziemskich
języków. Nikt nie wiedział po co tu przybyli, ani jakie mieli zamiary. Po
prostu się tu zjawili… i zostali. Mijał już czwarty rok odkąd przybysze zjawili
się na ziemi. Nieopodal ich nieruchomego statku powstała niewielka dzielnica
albo raczej obóz dla uchodźców. Strefa zamknięta dla większości ludzi
mieszkających w sąsiedztwie przybyszów. Jonathan był tam tylko raz. Jeden widok
na to miejsce okazał się zbyt wielkim wyzwaniem. Ziemski Azyl, o którym tak
wiele mówiono w mediach był przerażający. W sercu staruszka budził wspomnienia
minionej wojny i obozów dla więźniów oraz późniejszych dla uchodźców. To nie
było schronienie na jakie zasługiwała rasa przybyszów, którzy przebyli całe lata
świetlne by na koniec trafić w tak godne pożałowania warunki. Głód,
przeludnienie, choroby i wszechobecna kontrola władz. Czemu obcy nie porzucili
tego koszmaru i nie wrócili do domu?
Jonathan wpatrywał się w gwiazdy. Gdzieś tam był
nieznany nikomu świat. Ciekawe jak długa musiała być podróż. Do dzisiejszego
dnia, mimo usilnych prób porozumienia, nie udało się ustalić nawet czy obcy
pochodzili z tej samej galaktyki, nie mówiąc już o jakichkolwiek bardziej
szczegółowych informacjach. A może tylko media tak twierdziły? W ciągu
ostatnich czterech lat Jonathan rozczarował się światem. Media kłamały, rząd
kłamał, wszystko było jednym wielkim kłamstwem. Począwszy od Azylu, który miał
być schronieniem, a skończywszy na deklaracjach międzygatunkowej przyjaźni,
która była jedną wielką fikcją. Staruszek czasem zastanawiał się do czego to
doprowadzi…
Trafiłam na Twój blog z bloga Ann, ale strasznie się cieszę, że też coś prowadzisz swojego. ;) Opowiadanie się zapowiada ciekawie, szczególnie pod koniec opis tego obozu... Jakoś tak na człowieka działa, jak sobie to wyobrazi. Czekam na kolejną część, która mam nadzieję, że się pojawi. ;> Tym bardziej, że podobał mi się "Dystrykt 9". Szkoda, że to nie fanfik, ale właśnie trudno jest utrzymać wszystko w należytym porządku. Naprawdę, wystarczy dodać kilka innych postaci czy coś zmienić w oryginalnych i już wszystko idzie się paść.
OdpowiedzUsuńPs, tu Sarah C z Nk. ;)